Strona:PL Faust I (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/39

Ta strona została przepisana.

Przy książce umiem-ci fałdów przysiedzieć,
lecz choć wiem wiele, radbym wszystko wiedzieć.

(wychodzi)
FAUST
(sam)

Jakto w głupocie oczywistej
z nadzieją kopie wszędzie, grzebie,
jeśli miast skarbów znajdzie glisty
to już jest w siódmem niebie.

Dziwna przekorność! Tutaj, gdzie mnie duch otacza,
przychodzi z zewnętrzności jego myśl prostacza;
lecz dzisiaj tej lichocie serce me wybaczy,
wybawił mnie, nie wiedząc, z ostatniej rozpaczy,
która zaćmiła umysł i wtrąciła ducha
w mrok posępniejszy niźli noc grudniowa, głucha.
Na zjawisku me myśli i uczucia wsparłem,
zjawiło się olbrzymie! a ja byłem karłem!

Oto ja, który Boga zmogłem i posiadłem
i twarzą w twarz przed prawdy stanąłem zwierciadłem,
już zobaczyłem siebie w tem zbyciu ziemskości,
w chwale i dumie własnej, w blasku i jasności!
Ja, większy niż cherubin, którego tęsknota
zapragnęła czci bożej — bożego żywota!
w chwili gdy myśl wzleciała ponad ludzkie plemię
jedno słowo gromowe zaryło mnie w ziemię.

Więc mi się z tobą, duchu, porównać nie wolno?
Przywołałem cię wolą twardą i mozolną,
lecz nie mogłem zatrzymać prośbą ni rozkazem
w tej chwili wielki w sobie i mały zarazem.
Okrutnieś mnie odepchnął w odmęt ludzkiej doli;
co teraz? co mam czynić? posłuchać twej woli?