Strona:PL Faust I (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/41

Ta strona została przepisana.

i w państwie myśli szaleństwem się rządził?
Przyrządy niepotrzebne, śmiecie kół i noży,
skalpele i sprężyny! — Przed bramami stałem,
lecz zatrzaśniętych nicość wasza nie otworzy!
Przyroda, zasłonięta giezłem zbłękitniałem,
nie zezwala go zedrzeć! — nikt jej nie posiędzie,
gdy ona sama nie chce! Na nic tu narzędzie!
Stare sprzęty spłowiałe, niepotrzebne graty
stoicie jak was ojciec ustawił przed laty!
Pergaminie zwinięty, dymem okopcony
Prześlęczałem nad tobą wiele lat zgarbiony.
I cóż? — obym was raczej roztrwonił rozrzutnie
niźli wraz z wami pyłem okrywał się smutnie!
Czem ojcowego mienia dziedziczenie?
co zapracujesz w należnej jest cenie.
Bezużyteczne ciężarem się staje —
jedyna wartość w tem, co chwila daje!

Lecz czemuż wzrok mój ciągle od ksiąg i rupieci
do tej flaszeczki wraca co na półce świeci?
ilekroć spojrzę na nią, barwi się, jaśnieje
jak księżyc, który nagle w borze zbłękitnieje.

Witam cię, przyjaciółko, pozdrawiam nabożnie
i zdejmuję z tej wnęki lekko i ostrożnie;
w tobie uwielbiam sztukę i rozum człowieczy
kwintesencjo wszystkiego co zbawia i leczy;
oto wywar, co w sobie śmierć i ciszę ziszcza,
o bądźże dziś łaskawy dla swojego mistrza!
Widzę cię — wraz cierpienie i smutek mój pierzcha,
dotykam — ból pożądań zamilka i zmierzcha.
Burza co ducha mierzwi zatapia się w ciszę;
statek życia na morzu pełnem się kołysze;
podemną głębie tajemniczych lśnień!
do nowych brzegów wabi nowy dzień!