Nie spiesz tak — tara za nami idzie para gładka,
jedną z nich znam i lubię, to moja sąsiadka;
idą sobie powoli, w biodrach się kołyszą,
napewno rade będą zgrabnym towarzyszom.
Ja na tamte dzierlatki większą mam ochotę;
po co mi zalecanki, długie ceregiele,
zresztą ręka co miotłą para się w sobotę,
ta napewno najlepiej popieści w niedzielę.
Ani mi się podoba, ani jest rozumny
nasz nowy burmistrz — pyszny jest i dumny,
dla miasta nic nie robi, z dniem każdym jest gorzej,
utrudnienia wciąż nowe i przeszkody tworzy;
bądź uległy, posłuszny, ciągle płać podatki —
jak to tak dalej pójdzie — trza zbierać manatki.
Panowie dobrzy, niewiasty nabożne,
strojne, rumiane, piekne, wielemozne;
dobo scęśliwo!
prose wos, w dniu tym, w którym sie ciesycie,
rzućcie jałmużnę, duse swą zbawicie,
niek dziod mo żniwo.
Gdy tak we święta cicho i spokojnie,
chętnie się gwarzy o bitwach i wojnie,
że to w tej Turcji bitki są i sprzeczki —
słuchasz, pociągasz z nadobnej szklaneczki,
a rzeczka płynie, z towarem okręty,