Strona:PL Faust I (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/49

Ta strona została przepisana.

Czarne oczy u tej wojny,
żywot przy niej niespokojny!
Czarnooka! buzi daj!

Nad żołnierza niemasz pana!
musisz moją być kochana!
znaj żołnierza! pana znaj!

(Faust i Wagner nadchodzą)
FAUST

Lody puściły. Strumienie i rzeki
niosą w rozbłyskach śpiew idącej wiosny;
aż po zmodrzały widnokrąg daleki
ziemia hymn śpiewa wonny i radosny.
Zima, w manowcach posępnych ukryta,
dmie ostatkami sił, wiatrem szronistym;
słońce z dnia na dzień bujnieje, rozkwita
przepychem kwiatów, wzniosłym, uroczystym.
A jak te kwiaty tak strojni przechodnie
barwą się mienią — spójrz jeno ku bramie —
długim szeregiem idą — tak pogodnie!
krasne bukiety w wiosny panoramie.
Z ponurych murów na świetlane błonie
— jako na dłoni widać z tego wzgórza —
rój dziew i chłopców wylata i płonie
w słonecznych blaskach pławi się i nurza.
Tak radość chłoną od wczesnego rana,
idą, przystają i znów idą dalej —
i sercem wielbią Zmartwychwstanie Pana
w tym dniu wiosennym sami zmartwychwstali.
Z niziutkich domów, z suteryn, z poddaszy
i z wązkich ulic gwaru, rojowiska,
idą ku kwietnej i słonecznej paszy,
gdzie smęt daleko jest a radość bliska.
Spójrz jeno — miasto budzi się i roi