Lecz chodźmy, noc zapada, mgły włóczą się sine,
najbardziej dom się ceni w wieczorną godzinę.
Czemuż stoisz z tą dziwną ciekawością w oku,
co widzisz, co dostrzegasz w tym wieczornym mroku?
Czy nie widzisz tam w polach tego psa czarnego?
Owszem, dawnom go zoczył — no, ale cóż z tego?
Czy ciebie niepokoi ta postać nieznana?
Zdaje się, że to pudel — zgubił swego pana
i węszy za śladami.
No, a co oznacza
i co oznaczać może, że nas tak otacza
kręgami coraz ciaśniej, wciąż biegnie za nami,
a jeśli się nie mylę — za jego krokami
dostrzegam smugę iskier.
To chyba złudzenie;
ja widzę pudla — mamią was wieczorne cienie.
Mnie się zdaje, co zresztą wcale mnie nie straszy,
że on tak sieć zaplata wokół drogi naszej.
Ja mniemam, że on węszy, szukaniem się trudzi,
strwożony, że miast pana spotkał obcych ludzi.