Strona:PL Faust I (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/60

Ta strona została przepisana.

Gościnność nierad cofam; lecz nie w smak widać kąt?
drzwi niezamknięte — proszę! ktoś z nas wyjść musi stąd!
Lecz cóż to? czy mnie mamią oczy?
czy to złudzenie? czar pomroczy?
cóż to — cóż?
pies nagle urósł wszerz i wzdłuż,
podnosi się i potwornieje!
coś się niesamowicie dzieje!
to już nie pies! z oparów, z chmur —
wyrasta knur!
mordę podnosi przeobrzydłą
ślepiami toczy jak straszydło.
O, piekielniku, rychło cię pokona
gromkie zaklęcie kluczem Salomona!!

DUCHY
(w korytarzu)

Niech każdy czuwa, niech nikt tam nie leci!
Bies się zaplątał w sieci!
Latajcie, czuwajcie, krąg zatoczcie bratni,
póki nie wyjdzie z matni!
Często pomagał, z opresji ratował,
czuwajmy, czuwajmy u ścian i u pował.

FAUST

Najpierw duchu przeklęty
wzywam cztery elementy:

salamandry niech płoną,
sylfy łudzą,
undyny toną,
koboldy trudzą.

Ten co je wzywa, zmusza do posłuchu,
panem jest twoim nieposłuszny duchu.
Znikaj w płomieniu
salamandro!