Wszystko żyje: powietrze i woda i ziemia
tysiączne ziarna stwarza, kiełkuje, rozplemia,
i bez przerwy, bez wytchnień rodzi, rodzi, rodzi —
czy zima, czyli lato, w posusze, w powodzi.
Gdybym ognia dla siebie chytrze i przytomnie
nie zastrzegł, mistrzu magji, już byłoby po mnie.
Tak więc potędze, która wiecznie stwarza,
pięść twa djabelska napróżno wygraża?
Krzyczysz spieniony gniewem — nikt nie słucha głosu,
musisz zmienić proceder, o synu chaosu!
Pomyślę o tem! rzecz jutro wyłuszczę,
a teraz pozwól mistrzu, że cię już opuszczę.
Dlaczego mówisz mi o pozwoleniu?
Poznałem cię — więc przychodź kiedy chcesz;
tu okno w świetle, a tam drzwi w przycieniu,
jest ostatecznie komin też.
Wyznać ci muszę? dla mnie zamknięta jest droga
przez ten maleńki znaczek u twojego proga.
Pentagram broni? lecz powiedz otwarcie,
jakżeż tu mogłeś wejść, okpiony czarcie?
Zauważ proszę, widzisz? z jednej strony
trójkąt zbyt krótki — nie daje obrony.