aż cię ogarnie szał, zawiść i drżenie.
Nienasycony! spragnionemi usty
pić zechcesz z czary ułudnej i pustej!
Gdybyś był djabłu nie zaprzedał duszy
i takbyś zginął w zwątpień swych katuszy.
Niedawno tu przybyłem; wraz kieruję kroki
mistrzu sławny do ciebie, pełen czci głębokiej.
Za uprzejmość młodzieńcze, serdecznie dziękuję,
jam nie lepszy od wielu; szczerze się raduję
uznaniem; cóż cię tu sprowadza chłopcze, do mnie?
Pod twą opiekę pragnę dostać się ogromnie,
odwagi dużo mam i jakieś grosze,
a najwięcej młodości; matka się potrosze
gniewała — „nie“ mówiła wciąż, wreszcie przystała
widząc jak dusza moja żądzą wiedzy pała.
Tutaj jest dla cię miejsce wymarzone.
Mówiąc otwarcie — uciekłbym już chętnie;
te stare mury pleśnią obleczone,
ta cela na mnie patrząca niechętnie,
ani zieleni, kwiatów, ani drzewa,
sale posępne pełne złowrogiego cienia —
umysł się trwoży i serce omdlewa.
To kwestja przyzwyczajenia.
Toć i dziecię z początku pierś chwyta niechętnie,