Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/004

Ta strona została uwierzytelniona.
PRZEDMOWA.

Poezya, obecnemi czasy, niezbyt pożądanym jest gościem, cóż dopiero uczuciowa, — wiem to, i zawczasu w piersi się biję. Alem pracę moją nie dziś rozpoczął, — mamże ją w ogień rzucić? — włożyłem w nią lat nie mało. A nuż doczeka dni przyjaźniejszych? Bądź co bądź, zawszeć to przyczynek do dziejów sztuki. — Nie wszystko tu równej wartości, — może wybór zrobić należało. Ale gdzież pewność, że wybór mój trafnym będzie? Do tego, jeśli pojęcie o kim ma być dokładne, godziż się tylko z dodatniej przedstawiać go strony? Owszem, — niech będzie cały, z cnotami jak i z ułomnościami; — człowiekiem jest — cóż tu dziwnego? Dopieroż, gdy kto, jak Petrarka, ledwie z nazwiska nam jest znany! Niech więc w świat idzie jakim jest, — mylę się — jakim się go odtworzyć starałem. Robiłem co mógłem, — mogę zaś niezbyt wiele; więc tem przykrzejszą mi jest myśl ta: że jak poprzedników niemal nie miałem, tak zapewne nie prędko mieć będę następców, którzyby dzieło to cierniste, godniej odemnie podjęli. Wszakże — kto wie? — habent sua fata libelli. — Serdeczna to moja otucha.

Warszawa, d. 1-go marca r. 1880.