Co zaś do Kochanowskiego, którego raczej część miłosna Pieśniozbioru nęciła, ten, jak powiedziałem, natchnienie ztamtąd wcale już nie klasyczne wziąwszy, poszedł dalej o własnej, spełna rodzimej sile. Pieśni jednak tej treści, prawie wyłącznie we Fraszkach pomieścił. Sonetów też u niego zaledwie trzy spotykamy; z tych dwa również we Fraszkach[1], a jeden tylko, całkiem poważnej treści, w pośród Pieśni[2], niby za przeproszeniem się znajduje. — Z tego widzimy, z jaką to ostrożnością Kochanowski, te rzeczy i te formy wcale przed nim nieznane, upodobaniu współczesnych sobie podsuwał. Naród był rycerski, rubaszny, w gruchania miłosne się nie wdawał, i chyba coś podobnego we Fraszkach, przy dzbanie i gędźbie; w pośród innych „żartów trefnych,“ mógł przełykać. Oczywiście, nie mówimy tu o nielicznej garstce tych, co się w Paryżu, Wenecji, Padwie i Rzymie poprzecierali byli, ani o zastępie ludzi dworskich, którzy z „Hiszpany a z Włochy“ bliższe mając stosunki, wraz ze strojem i zalotne wykwinty od nich poprzejmowali; — ale o tych, co się dotąd około Reja, tego sobie „ciekawego a przespiecznego człeka, któremu barzo światek smakował,“ radzi i dniem i nocą bawiali. Ci tedy, form wytworniejszych w poezyi nie baczyli, do żadnych także miękkich, tęschnych, tkliwych myśli, najmniejszego nie czuli pociągu — jasność tylko i uczucia męzkie u nich popłacały. Toćże nawet, jak wiemy, wiekopomne Treny, swojego czasu „lekkiemi“ zwano. Więc też nie dziwota, że i Sęp, na razie mało komu pożądany, wkrótce bez śladu prawie w zapomnieniu utonął — a z nim i pokuszenie słodkich rytmów i tęschnego dumania.
Przy tej sposobności warto też wspomnieć, że tu i fantazya niezbyt popłacała. Bo kiedy Piotr Kochanowski Jerozolimę spolszczył. jeszcze ona, ze względu na animusz rycerski, choć to już nawet o wiele później było (pierwsze jej wydanie ukazało się w roku 1618), dość przychylnie przyjęta została; — ale Orlanda Szalonego snadź nikt wtedy sobie nie życzył, skoro ten, prawie do dni naszych, w rękopiśmie (bodaj nawet czy ukończony) pozostał. Jednak, wydań Jerozolimy, w ciągu tegoż siedmnastego stulecia, aż trzy odbito — z czego widzimy, że stopniowo smak u nas wielce zmiękł, i rzec nawet można zwłoszał — zawsze jednak nie w tej mierze, iżby aż Petrarki zapragnął.