kich pewnie naród żaden nie posiada. Ale ma Petrarka swoje powaby odrębne, które go i dziś jeszcze wyosobniają — jakbądź, najpiękniejsze rzeczy, różnemi czasy, żywcem z niego brano, tak, że już wreszcie pamięć zaginęła, że do niego należały. A przecięż, u nas chyba najmniej tego śladów — z czego wnosić się godzi, że może ten taki stary poeta, choćby nowością swoją zaciekawić kogo potrafi.
Bo nawet napróżno szukani, kogoby w poezyi naszej, tak przecię ze wszech miar bogatej, rodzajem ducha czy nastroju, z nim zestawić można. W gruchaniu miłosnem. Słowacki pozornie czasem ku niemu się zniża. Mam tu na myśli ten puch kwiatowy, który on sobie „w Szwajcaryi“ nazwał. Ale przy bliższem zastanowieniu, czemprędzej cofam to zbliżenie. Bo taka jak tam prostota, tylko na samym szczycie sztuki gości — bo takie jak tani uczucie, tylko z wezbranej łkaniem piersi płynąć jest zdolne — bo tak cudowne jak tam obrazy, śnić się tylko mogą — i nawet dziwno, że jakikolwiek język ludzki rzeczy podobne wypowiedzieć zdołał.
W płaczebnym rodzaju, również na nicby się nie zdało Petrarkę z Kochanowskim zestawiać. Różnica tu taka, jak pomiędzy tym co stracił wiele, a takim, któremu wszystko wzięto. Treny też, są jedynym w swoim rodzaju pomnikiem boleści, skamieniałej od jednego razu. Czuć w nich zerwanie strun u lutni, i jednocześnie serca pęknięcie. Po zgonie Laury, Petrarka, jak wiemy, żył jeszcze długo; więc też i długo płacząc rzewnym jest, ale nie jak Kochanowski wzniosłym.
Nie — darmo to — nie ma Petrarka w pośród naszych równego sobie. Wszyscy go albo niedochodzą, albo przewyższają.
Ale próżnobym szukał także na równi z nim postawić kogo z obcych.
Tylko w ojczyźnie jego był rzeźbiarz jeden, którego z nim porównać można. Zwał się on Benvenuto Cellini. Ten jak wiadomo, jednem dłuta dotknięciem, szlachetne nawet uszlachetniał kruszce — kosztowny kamień, z ręki jego, nieoszacowanym wychodził. Jeśli bywało, łańcuch w misterne posprzęgał ogniwa — to ten łabędzią nawet szyję kobiecą upiększał; jeśli czarę wykuł — to w tej czarze, najrzadsze wina o wiele smakowitszemi się stawały; jeśli rękojeść wyrzeźbił — to od niej nabierała ceny, nawet nieoceniona Toledańska klinga. Otóż, arcydzieła te drobne, z prze-
Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/069
Ta strona została przepisana.