Sonet ten, napisany już zapewne po uzupełnieniu całego zbioru pieśni, nietylko streszcza jego osnowę, ale oraz i wyraża własne poety przekonania o błahej przedmiotu doniosłości. W pierwowzorze dość on zawiły.
Ktobądź w tych rymach mdłych, jak wiatru fale,
Zachwyci uchem westchnień mych orędzie,
Któremi serce w rannych lat obłędzie
Karmiłem, będąc niż dziś innym wcale;
Ktobądź w miłosnym żył i cierpiał szale,
Wiem, iż nietylko względny, lecz i będzie
Przyjazny pieśniom w których dźwięczą wszędzie
Wiotkie nadzieje i niewczesne żale.
Tylko że tak, jak byłem chwil niemało
Igraszką tłumu, zkąd dziś często jeszcze,
Przed samym sobą boleść mi dotkliwa —
Tak widzę co mi w życiu pozostało:
Wstyd, żal i także przekonanie wieszcze,
Że co świat wielbi, to snem krótkim bywa. —
Rad, by się zemsta z psotą pobratała,
A mnie chcąc skarcić za tysiączne wstręty,
Ukradkiem Amor łuk swój ściągnął gięty
Jak ten, co w zdradzie wszystka jego chwała.
Wziąłem w głąb’ serca męztwo, moc też cała
W oczy mi zbiegła, wzbronić chcąc ponęty...
W tem padł śmiertelny cios; i otom tknięty
Tam, gdzieby każda winna prysnąć strzała.
Gdyż przy napadzie pierwszym wskróś złamana
Moc moja, wszelką wiedzę utraciła,
Iż w tej potrzebie czas się wziąść do broni.
Żadna też od mej krzywdy, stroma ściana
Wyniosłej skały, ani żadna siła,
Mimo mej chęci już mię nie ochroni. —