Śmierć tylko myślom moim przeciąć może
Miłosną drogę, która je ku Chwale
Zbawienia, w słodką przystań ciągnie mile.
Lecz wam, z mniej ważnych przyczyn, wasze zorze
Cieniem zapływa; gdyż mniej doskonale
Was utworzono, i w mniej trwałej sile.
Ztąd uprzedzając tak już blizkie chwile
Łez gorzkich, proszę, toćże choć nareszcie,
Z twarzy mej Laury mi bierzcie
Krótkie ulżenie, na długie katusze! —
Co krok za siebie patrzę, a strudzone
Doprawdy, ledwie dźwigać mogę ciało,
W tchnieniach ku Laurze czerpiąc siłę całą,
Z jękiem w przeciwną przepędzany stronę.
Potem wspomniawszy dobro odbieżone,
Życie tak krótkie, drogę tak nie małą,
Coś strapionemu stopę mdłą wstrzymało,
I wzrok utkwiwszy w ziemię, we łzach tonę!
Niekiedy wątpiąc, wśród łez pomyślałem,
Jak może życie rządzić mojem ciałem,
Gdy oddalony duch się w niem nie święci?
Na to mi Amor: — nie maszże w pamięci
Tego, co bywa kochanków udziałem:
Że z wszech własności ludzkich są wyjęci? —
Odchodzi starzec białowłosy, z chaty
W której mu życie zbiegło jak najmilej,
Z pośrodka dziatwy, która smutnie kwili
Z lubego ojca niepowrotnej straty;
I z trudem wlokąc zwiędłe członki, dla tej
Może ostatniej życia swego chwili,
O ile może, dobrą chęć przychyli.
Strudzony drogą i złamany laty;
Byleby dosiągł Rzymu, pełniąc żądzę
Spojrzenia w Obraz Tego, co Go, oby
Równie mu w niebie widzieć dozwolono!