Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/084

Ta strona została przepisana.

Nadgrodzić chciało jej litości zorze,
Zdolne mię w blaski ubogacić słońca.
Obym ja z nią był od odejścia słońca!
I niechby nas nie widział nikt jak gwiazdy!
Noc tylko jedną — bez wschodowej zorze!
Byle nie pierzchła w maj laurowej puszczy,
By uciec z objęć moich, jak w ów dzionek
Gdy goniąc za nią został Feb na ziemi.
Lecz wprzód mi w ziemi. Wprzód być w zeschłej puszczy,
Wprzód jasny dzionek W drobne pryśnie gwiazdy —
Nim blaskom słońca Mieć tak słodką zorzę! —



Canzona I.


Poemat ten mocno dziś ciemny, symbolizuje dzieje miłości poety, uosabiając je w rozlicznych przemianach. Najprzód staje się poeta laurem, następnie z kolei łabędziem, skałą, źródłem żywej wody, krzemieniem, potem na chwilę samym sobą — żeby się znów przeobrazić w jelenia. Pomimo dziwactwa pomysłu, wdzięczna tu miejscami poezya.

Ponieważ pieśnią boleść się rozpędza,
Śpiewać więc będę: jakem żył w swobodzie,
Pod życia słodki brzask, co sam jedynie
Oglądał wzrosłą a raczej w zarodzie
Tę srogą żądzę, z której mi jest nędza,
Podczas gdym nie rad miłość miał w gościnie.
Potem, w rozgłośnej skardze się rozwinie:
Jej gniew ztąd dla mnie, co się zeń zyskało?
I jak mieć wielu przykład ze mnie mogą?
Choć moją mękę srogą
Spisano indziej, aż się piór nie mało
Zdarło, i niemal na tym tu padole
Wszystkim się w serca jęk mych westchnień garnie,
Świadcząc o życiu, którem wiódł w rozpaczy.
I jeśli pamięć pomódz mi nie raczy,
Niech za wymówkę służą mi męczarnie,
I myśl, co sama już mi daje bóle
Takie, iż wszelkie inne od nich wolę —
Gdyż zostawiając ciało, wziąwszy duszę,
Sprawia, iż siebie sam zapomnieć muszę!