Od lat gdy pierwsze na mnie niepokoje
Tchnął Amor, wiedzcie, iż tak liczne zbiegą
Dni, żem młodości pozór zmienił wcale.
I skrzepłe myśli w koło serca mego
Zdziałały niby dyamentową zbroję
Wykutą w męztwie. jakby twardej skale.
Piersi mi jeszcze nie kąpały fale
Łez, ni sen truły, i com nie miał we mnie
To mi u drugich zdało się widziadłem.....
Czem byłem, w co popadłem!
Zgon życie wieńczy, dzień wieczorne ciemnie.....
Bowiem okrutnik com go rzekł w tej chwili,
Wiedząc, iż dotąd ostre jego strzały
Z po za mej zbroi najmniej mię nie ranią,
Wziął sobie w pomoc przepotężną panią,
Wbrew której rzadko starczą lub starczały:
Przebiegłość, siła lub pieśń która kwili.
I wspólnie tym mię jakim jest zrobili —
Gdyż mię z żywego człeka w laur przemienią,
Co liść swój próżno chciałby strząść z jesienią!
Łatwo jest pojąć, skoro się spostrzegłem
Przeistaczanym, wrażeń moich dzieje!
Z włosów zieloność wraz mi kwitnie żywą,
Com z niej mieć wieniec kiedyś miał nadzieję:
Stopy, któremi stałem, szedłem, biegłem,
(Gdyż członek każdy z duszą w zgodzie bywa),
Dwoma korzeńmi wstrzęgłe, po nad szkliwa
Nie wód Penea, lecz dumniejszej głębi[1],
I każde z ramion wrosłe w konar kruchy!.....
Niemniej też dreszcz mię ziębi
Być przyodzianym później w śnieżne puchy,
Gdy się już zdało: gromem śmierci padnie
Nadzieja moja, co zbyt sięgła śmiało!
Bowiem niewiedząc, gdzie mi ją i kiedy
- ↑ Peneos, potok Tessalski, ojciec Dafny; pod nazwą zaś dumniejszej od niego głębi, rozumie tu poeta pewnie Sorgę, ponad którą Laurę widywał, jak to nieraz dalej i nierównie wyraźniej opiewać będzie.