Do Jakóba Colonny, nakłaniając go do popierania na dworze francuzkim wzmiankowanego w poprzednim Sonecie przedsięwzięcia (około r. 1333).
Wyczekiwana w niebie duszo błoga,
Którą Pan wybrał służebnicą sobie,
I której ziemskich uczuć naszych szata
Nie jarzmem cięży, lecz jest ku ozdobie,
(Zkąd twej istocie lżejsza bywa droga,
Którą z padołu człowiek w niebo wzlata) —
Oto znów w pomoc łodzi twej, gdy świata
Ślepym obłędom tył podawszy, rwie się
Ku pożądańszej przystani.
Dążą wiatrowie tchem zachodnim gnani!
O! niech ją wolną dawnych pęt, poniesie
Tchnienie ich, środkiem ciemnej łez otchłani,
Gdzie swoich dość i cudzych dość boleści. —
Aż wprost przy wschodnim ją kresie,
W który swym tęschnym wzrokiem tkwi, umieści!
Może żarliwe, namaszczone modły.
Zdołały wzruszyć Miłosierną Chwałę.
Może żałości ludzkich orszak łzawy!
Choć ich zbyt mało było, czy zbyt małe.
By swą zasługą, choć o włos odwiodły
Z ich niecofniętych dróg, Przedwieczne Sprawy.
Lecz Ten, co rządzi niebem Król Łaskawy,
Z:: Świętego Miejsca, kędy tkwi u Krzyża
Spojrzy, aż w piersi ze stali
Karolowego następcy rozpali
Zemstę, choć szkoda iż jest nie dość chyża,
Bośmy jej długie łata wyglądali!
A na sam głos mocarza, gdy swej lubej
Małżonce w pomoc się zbliża,
Drży Babilonia pewna swojej zguby!
Z brzegów Garonny aż do gór, od brzega
Rodanu, Renu, aż po słone wody,
Biegną pod znaki Krzyża zbrojne tłuszcze.
I w upragnieniu niebieskiej nadgrody,