Od Pireneów, kędy się rozbiega
Szlak w Aragońskie i Hiszpańskie puszcze,
I w stronę Anglii, w koło której pluszcze
Zimny prąd znany w Gadytańskiej stronie,
Aż do miejsc, gdzie brzmi godowo
Przenajświętszego Helikonu słowo, —
Przeróżne mowy, odzieże i bronie,
Do szczytnych dzieł w miłości się przyzową.
I jakaż świętsza, chwalebniejsza sprawa.
Bądź w żon, bądź w dzieci obronie,
W słuszniejszym gniewie do obrony stawa?
Jest część padołu, której w podział dano
Sniegi i szrony niemal w wieczne gości —
Tak tam daleko od słonecznej drogi!
Tam w skąpe dzionki skrytej w mgle światłości,
Wśród której śmierć jest rzeczą pożądaną,
Lęgną się wieczne spokojności wrogi.
Lud ten, w przystępie pobożności srogiej,
Ilekroć wściekle w mroźny miecz zadzwoni,
Turki, Chaldeje, i karci
Wszystkich, od których biorą pokłon czarci,
Ponad brzegami Morza krwistej toni,
Wtedy to poznasz jak są mało warci!
Nadzy, trwożliwą, zbitą, stając zgrają!
Nie ujrzysz miecza w ich dłoni,
Gdyż ciosy swoje wiatrom powierzają!
Teraz czas starej odjąć kark ohydzie!
Czas jest, by zdradnie nam kryjąca oczy
Została także wziętą precz zasłona!
I niech nam zabrzmi w uszach dźwięk uroczy
Rycerskich słów i męztwa, który idzie
Z nieśmiertelnego łaski Apollona!
Co mowa zacznie, pismo niech dokona.
Bo gdy Amfiona, bo gdy Orfeusza
Czynów, nikt niema za dziwa,[1]
Tem mniej, że syny swe, Italia tkliwa
- ↑ To jest tego: że pieśniami swemi zdolni byli wzruszyć skaty.