Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/118

Ta strona została przepisana.

Widocznie z rąk twych istność moją biorę,
I jestem niby twe domowe źwierzę,
Które się pann swojemu nie broni —
I serce moje trzymasz w twojej dłoni —
A jak tak wdzięczny jestem twej opiece.
Że radbym sobą nie być — tak dalece
Twą wolę wszelką kochać chcę i muszę! —



Sonet 49.
Do Laury.


Jeśliby Lauro wzgarda twa dotkliwa,
Czy to surowo — słodko — czy namiętnie —
Czy (jak to wiecznie rymem upamiętnię)
W jakibądź inny sposób, który zrywa
W miłości świętej spojone ogniwa,
Z mej piersi wziąść cię chciała, w której tętnie
Królujesz zdawna; — wtedy przyznam chętnie,
Że się tak stało, jako zwykle bywa,
Gdy krzew cudowny w płonnej sobie grzędzie
Przykrzy, i przeto wcześnie trzeba będzie
Radzić, by ztamtąd indziej został wzięty.
Ale ponieważ los ci twój zabrania
Gdzie indziej mieszkać; — zamiast więc kochania,
Miej dla mnie pani choć mniej silne wstręty. —



Sonet 50.


Niestety! jakżem działał nieroztropnie
W dniu, w którym Amor, w pierś mi dawszy ranę,
W ziemię mi członki wdeptał popętane,
Na swej stolicy górne dążąc stopnie!
Czyż mogłem sądzić, że swej zemsty dopnie?
Lub że bezbronnym w moc mu się dostanę?
Lecz słusznie cierpię twardą losów zmianę —
Pocom swym siłom ufał zbyt pochopnie?
Próżno z Mocarzem takim grać w rycerza!
Czy jednak wróg mój na tem poprzestanie —
Czy jeszcze srożej pastwić się zamierza?
Już nie o litość, mój zwycięzki panie
Błagam cię! — tylko, gdy ci z tego chwała,
Niechby i Laura swój w tem udział miała! —