W powietrzu ciężkiem zwieszone obłoki,
Zimnemi zewsząd uciśnięte wichry.
W ożywcze zrazu skraplają się deszcze —
Alić po drodze, z przeziębłych strumieni,
Nim zieloności dotkną wśród doliny,
Śnieg się wytwarza, szron i skrzepłe lody.
Tak w mojem sercu, zwolna w śnieżne lody
Krzepną posępne myśli mych obłoki,
Kiedy w Wokluzie błądzę, wśród doliny,
W którą szalone zewsząd bijąc wichry,
Ścinają w biegu rwiste wód strumienie,
Nad miarę wzdęte przez jesienne deszcze.
Lecz gdy szron krzepki spłuczą ciepłe deszcze,
Gdy maj tchem wonnym dmuchnie w śnieg i lody,
By tem wspanialsze stały się strumienie —
Gdzież tak zawzięte w wiatrach znajść obłoki,
Lub tak uparte wśród obłoków wichry,
Coby nie pierzchły z uroczej doliny?
Ach! ale dla mnie, wśród ziemskiej doliny,
Wiosenne tchnienia i ożywcze deszcze
Próżno łagodzą zimnem tchnące wichry!
Gdyż w sercu Laury tkwią tak twarde lody,
Że ani słońcem grzane wskroś obłoki,
Ani ich: stopią wrzące łez strumienie!
W chwili gdy rwiste pędzą w dal strumienie,
Po drodze kwiaty gubiąc wśród doliny,
Niechby i groźne w oczach jej obłoki
Chciały się także w łez rozpłynąć deszcze —
Wtedy — z jej serca precz zawzięte lody!
I wtedy tęschność mą roznieście wichry!
O! w każdym razie święćcie mi się wichry,
Za których sprawą Wokluzy strumienie
Zimowe z sobą precz uniosły lody!
Gdyż mi cień wtedy wykwitł wśród doliny,
Pod którym, ani słońca skwar, ni deszcze,
Ni wzdęte gromem trwożą mię obłoki.
Z tobą obłoki, z tobą wonne deszcze,
Srebrne strumienie; — lecz szalone wichry
I mroźne lody, precz mi z mej doliny! —