Lecz darmo! Za nic najwznioślejsze słowa
Z duszy wam brane, błędne żądze moje!
Gdyż Laura, serce w twardą sobie zbroję
Zdobiąc, do wszelkiej wzgardy jest gotowa;
Ani też raczy zniżyć myśl dziewiczą
Ku moich skarg cichej pieśni,
Czego i nieba nie życzą,
Z któremi walczyć coraz mi boleśniej,
Tak, że im sroższy ból w mem sercu gości,
„Tem w słowach moich więcej jest gorzkości!“
Lecz któż mi winien, jeśli boleść skryta
Podkarmia we mnie coraz żywszą żądzę?
Próżno po gwiazdach w noc bezsenną błądzę —
Czyliż z nich wzrok mój potępienie czyta?
Próżno myśl tęschną puszczam po za góry —
Czyliż na krańcu gdzie świata
Szukać przyczyny, dla której
Dniem jak i nocą boleść mię ugniata?
Nie, nie, jedynym tylko jest mi wrogiem
„Słodkie jej lice wraz z wejrzeniem błogiem!“
Każde rąk Pańskich dzieło, nieskończenie
Pięknem jest; ale, kto jak ja, w rozterce
Sam z sobą, żądzę wielką wziął w swe serce,
Wzrok jego duszy dziwne ma olśnienie,
Ilekroć w inne jak nie w jej powaby
Spojrzeć przypadkiem się sili —
Tak bardzo stał się już słaby
Z swej winy własnej, i to od tej chwili,
Gdym w najpiękniejsze spojrzał dzieło Boże,
„W młodzieńczych moich lat wiosennej porze.“ —
Canzona ta wraz z dwiema następnemi stanowi nierozłączna całość — niby rodzaj trylogii miłosnej. Włosi zwykli je nazywać: Tre sorelle i mają do nich szczególne upodobanie.
Ponieważ krótkiem jest życie,
W człeku zaś słabym trwożna mięszka dusza,
W cóż więc ufacie śmiertelnicy prości —
Gdy to czem serce się wzrusza,