Upracowaniem własnem wypoczywa,
Rada, że sobie wzięła je z tysiąca.
Och! w życie myśl ta wrosła mi rzeźwiąca!
I choć niekiedy stan mój niewolniczy
Tęschnocie mej się przykrzy — to czyż długo
Laurybym nie być mógł sługą,
Zazdrosny cierpień i chciwy goryczy?
Bowiem gdy zwykle o miedzę
Z boleścią uśmiech, z szczęściem płacz graniczy,
Toż wśród udręczeń z któremi się biedzę,
Niech mam choć bytu mego samowiedzę!
Miłosna myśl, która wieje
Od ciebie Lauro moja! jest jedyną
Pociechą tęschnych moich dni i chwałą.
Ztąd pieśni, co z ust mych płyną,
Dziwnie są wdzięczne, tak, że mam nadzieję
Tchem nieśmiertelnym przeżyć własne ciało.
I w obec ciebie zawsze złe pierzchało —
A jeśli wraca kiedy, to jak wiosło,
Zwierzchu dotyka tylko snów mych fali—
I gdy się duch mój użali,
Ty go pośpieszasz krzepić mową wzniosłą.
I nawet zawsze tak bywa,
Żeś ty posiała, cobądź ze mnie wzrosło —
Bom ja jest cały płonna tylko niwa,
Której w twem sercu cena jest prawdziwa.
Śpiewie mój, nie kończ!... Chciałbym jeszcze dalej
Jęczeć wśród lubej serca mego matni...
Nie jesteś pierwszym — nie bądź też ostatni! —
O pani! toż prosto w niebo
Iść mi przy świetle oczu twoich zorzy!
W których ponieważ twe się serce święci,
Z wyraźnej woli więc Bożej
Stało się zdawna duszy mej potrzebą
W miłosnej zawsze chować je pamięci!
Gdyż ku dobremu tylko mię zachęci
Uroczy blask ich, przyjaznemi słowy