Rozkosz z męczarnią stawa w dziwnej zmowie;
Gdyż dzieje cierpień moich, któż wypowie?
Miłe mi życie — a świat mi nie miły!
O piękne oczy! o spojrzenie lube!
Czyliż uparcie patrząc w inną stronę,
Słudze waszemu gotujecie zgubę?
Toż ja, niebaczny żeście odwrócone,
Równie uparcie w waszym blasku tonę,
Z mej wytrwałości smutną mając chlubę. —
Obietnicami wabiąc jak najmilej,
Miłość w więzienne wtrąciła mię siatki,
Laurze oddając klucz od mojej klatki —
Gdyż się oboje na mnie wprzód zmówili.
Ta znów z umysłu raz mi drzwi odchyli,
A ja — któż zechce wiarę dać tej rzadkiej
Cnocie? — mam jednak w niebie na to świadki —
Żem być swobodnym nie chciał ani chwili.
I dobrowolny więzień, z twarzą smętną,
Dalej w kajdanach krok niepewny stawię,
Na czole bladem serca mając piętno.
A tak w tej ciężkiej widząc mię przeprawie
Rzekłbyś: — Jeżeli wzrok mię mój nie łudzi,
Ten jest najbliższym śmierci z wszystkich ludzi! —
Sonet ten, równie jak i następny stanowiący niejako ciąg jego dalszy, napisany jest na cześć Szymona Martini[1] rzeźbiarza, z okoliczności zrobienia przez niego popiersia Laury.
Gdyby Poliklet, a z nim tłum rzeźbiarzy,
Lat tysiąc boskiem iścić chciał rzemiosłem
Te wdzięki, które w sercu niem uniosłem —
Anioł — stróż Raju, stałby mu na straży.
Szymon się tedy w niebo wstąpić waży,
Zkąd moja pani jest miłości posłem;
- ↑ Tak przynajmniej twierdzi de Sade, zarzucając w tem omyłkę Vasaremu, który mniemał, że tu mowa o Szymonie Memmi (ze Syenny), malarzu. Że zaś tu rzecz o rzeźbie nie o malowidle, wyraźnie przemawia za tem przytoczenie Polikleta i Pygmaliona.