Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/135

Ta strona została przepisana.

Ani znów miłość serce mi rozryje
Strzałą w bezbożne umaczaną jady.
Dziwneż dziś życie moje! Łzy sieroce,
Jakbądź wprost z serca płyną dawną drogą,
Już mi wydobyć z oczu się nie mogą!
I tylko senny widzę wciąż, jak błogo,
W słoneczne dzionki i gwiaździste noce,
Przez łzy te, obraz Laury mej migoce! —



Sonet 63.


W rodzaju, zwanym u Prowansalów Tenson.


Płaczcie źrzenice! z waszej winy bowiem
Smutnemu sercu śmierć zagraża blada! —
— Dobrze. Lecz sercu czyż nie będzie biada,
Gdy łzy wyrzutu spadną nań ołowiem? —
O! niechaj w oczy prawdę wam wypowiem:
Toż się to przez was miłość w serce wkrada!
— A czyż nie serca wina to sąsiada,
Że ją przyzwało własnem płacąc zdrowiem? —
Nie, nie, doprawdy, zła jest wasza sprawa —
Gdyż w twarz spojrzawszy Laurze, dobrze wiecie,
Że tam o życie lub śmierć rzecz się toczy!
— O biedny człecze! cóż się tobie zdawa!
Czyliż słyszano, by gdzie znajść na świecie:
Bez oczu serce lub bez serca oczy? —



Sonet 64.


Kochałem, kocham, i dopóki z ciałem
Duch mieszka, kochać będę coraz święciej
Te błogie miejsca, kędy w niebo wzięci
Miłosnym wspólnie płakaliśmy szałem.
I ową chwilę kocham sercem całem,
Od której, żadne więcej mię nie nęci
Inne staranie, oprócz wzniosłej chęci —
Gdyż w niej i przez nią Laurę pokochałem.
Ktoby dziś zebrał w jeden orszak błogi:
Laurę i miejsca te, i ową chwilę —
Trzy słodkie mojej spokojności wrogi.
Nie byłbym pewny: czy mam jeszcze tyle