Ciągle ja dotąd płonę i niszczeję,
Duszę oddawszy Laury mej opiece!
Tom w niebo brany, to znów w przepaść lecę —
Rozpaczam — wątpię — plączę — mam nadzieję —
To mnie przywabi — to się ze mnie śmieje —
To w niej anielskie serce — to kobiece.
Tu sobie siadła, tam nuciła z cicha,
Tu się zatrzyma, ku mnie zwróci, wzdycha,
Tu pierś nu wzrokiem swoim wskroś przeszyje,
Tu się uśmiechnie, powie coś, oczyma
Tysiąc obietnic czyniąc... o! i czyje
Serce, to wszystko, powiedz mi, wytrzyma? —
Do tegoż, co poprzedni. W Wokluzie, — jak się zdaje w związku z następnym. Snadź o jakichś zawichrzeniach w Awinionie tu mowa.
Tu, gdziem w połowie tylko, bracie drogi!
(Gdyż z tobą druga duszy mej połowa)
Istność się moja w bezpieczeństwie chowa
Od burz, któremi grzmią niebieskie progi.
Tylko że, z serca zbywszy brzemię trwogi,
Której nabawia klęska piorunowa,
Nie dla mnie ulgi ni pociechy słowa:
Żem też i pozbył mej męczarni błogiej!
Dość mi, że tam ja goszczę, gdzie dziewicze
Wdzięki świat ujrzał tej, co nosi imię
Krzewu, przed którym grom niebieski drzymie.
Więc nie dziw, skoro do jej sług się liczę,
Że niczem dla mnie grozy chmur olbrzymie —
Cóż gdybym w własne patrzał jej oblicze!? —
Do któregoś z Colonnów, również za pobytu w Wokluzie. O Awinionie tu także mowa.
Z bezbożnych miejsc tych, gdzie już nie ujrzycie
Cnót, z jakich słusznie słynął Rzym przed laty,
Z tego siedliska cierpień i zatraty,
Uciekłem, nie rad skracać sobie życie.
I tu, sam na sam z mą miłością, skrycie,
Do lepszych czasów tęschniąc, to w bogaty