Tam się źwierciedlił czysty zdrój pod skałą,
A w nim cień Laury — i tak mi się zdało,
Że mi go żywcem prosto z piersi wzięto. —
Zamykająca raj Wokluzy skało —
Od czego słynie imię jej szeroko![1]
Gdyby się tobie, w Rzym zwracając oko,
Do Awinionu stać plecami chciało,
W stronę nadziei moich jakże śmiało
Westchnienia słałbym, które dziś się wloką
Dość opieszale — jakbądź za tą zwłoką
Z drogi się swojej żadne nie zbłąkało.
Bowiem tak dla nich słodka tam gościna,
I tak tam zostać rozkosz jest prawdziwa,
Że każde chętnie wracać zapomina.
Wzrok tylko mocno się upracowywa,
W oddali mglistej, przez tumanów dziwa
Szukać, gdzie gwiazda zaszła mu jedyna. —
Już to szesnasty za mną rok zapada
Tęschnicy gorzkiej, — a ja pytam: po co
Tak się do kresu śpieszę iść przemocą,
Jakby dopiero dziś mi była biada?
Potrzebą boleść stała mi się blada —
Lecz bodaj prędzej wieczną zaszło nocą
Nieznośne życie, nim je osierocą
Myśli, odbite jako ptak od stada!
Tum jest, a chciałbym indziej być, i znowu
Chcieć więcej chciałbym niż chcę, a nie mogę,
I mało mogąc działam nad swe siły.
I tylko żądze moje, pieśni słowu
Zwierzam, gdyż nawet w wieczną idąc drogę,
Też same będą co są, i co były. —
- ↑ Val chiusa, co znaczy zamknięta dolina.