Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/152

Ta strona została przepisana.
Canzona XII.


Na cześć Chwały. Być może z okoliczności swego uwieńczenia. W pierwszej strofie mówi o Afryce.

Ta co nad słońce swą światłością słynie,
Równa mu w latach, wyższa przez swe dzieła,
Piękniejsza nad wszelkie słowo,
Chłopięciem jeszcze w swój mię poczet wzięła;
A że jest w myślach, w przedsięwzięciach, w czynie,
Wszelkich szlachetnych serca żądz królową,
Więc chętniem, drogą cierniową,
W jej ślad, z uczuciem pomknął się wesołem;
Tam zaś, nawykłszy wzrokiem iść wysoko,
Iżem jej śmiało patrzał oko w oko,
Przez miłość dla niej, podjąłem
W dość wczesnych leciech, pracę tak mozolną,
Że w niej, niech tylko kresu jej dogonię,
To, jeśli marzyć mi wolno,
Żyć będę jeszcze długi czas po zgonie.

Ta piękna jednak, lata nieskończone,
Pełnego wrzących żądz młodzieńczych wiodła,
(Żal za to w sercu mem rośnie
Dziś, gdy już w żyłach krew mi krąży schłodła!)
Z siebie mi tylko rąbek, cień, zasłonę
Dając, a twarz swą biorąc mi zazdrośnie, —
A ja, w prostaczych dni wiośnie,
Sądząc, że wzrok mój nic z jej łask nie traci,
Szczęśliwy byłem, aż jest wspomnieć błogo!
Lecz dziś, gdy wierne oczy moje mogą
W takiej ją widzieć postaci,
Jak nigdy przedtem odkąd wzrok nią pieszczę,
W serce tęschnoty wszedł mi gość — na długo —
Bowiem i dziś tam jest jeszcze
I będzie zawsze — bym znał, żem jej sługą.

Ten gość mi jednak serce wziął nie całe,
Gdyż aby męztwo zdobyć mu niezłomne.
U stóp tej pani je złożę
Ku czci tem większej; wtedy ona, pomnę,