Niech kwiatek zerwę gdzie jaki,
Myślę: — To kiedyś go pewnie,
Gdy zamyślona sobie szła przez błonie,
Tu posadziły jej dłonie —
Zkąd barw i woni w nim chwała
Rozkwita coraz bogaciej.
A tak się nic tu nie traci,
I w tej mi wierze jest pociecha cała —
Bo czyż nie anioł na ziemi,
Kto drugich robi takiemi?
O pieśni moja! jakżeś mi stwardniała!
Iść tobie w świat już daremno —
Toż chyba zostań ty ze mną! —
Canzona ta u wszystkich kommentatorów nazywaną jest: bellissima. Cóżby było, gdyby ją w naśladowaniu Mickiewicza czytać mogli!
Czyste, chłodne, wdzięczne zdroje!
W których kształty swe urocze
Kąpała pani pieśni mych wspaniała!
Smukłe drzewo, kędy swoje
Złote splatając warkocze,
Niby oparta o kolumnę stała!
Podczas gdy jej szata biała,
Obnażywszy boskie łono,
Na murawie w kwiatach znika.
I ty święty tchu wietrzyka
Z którym w pierś miłość wieczną mi natchniono —
Świadki mąk mych! niech was wzruszy
Ostatnie słowo udręczonej duszy!
Gdyby się miłości zdało,
Jak jest napisano w niebie,
Na wieki oczy zamknąć mi spłakane —
Niechaj nędzne moje ciało
W pośród was ktobądź pogrzebie,
Kiedy już duszą w mej ojczyznie stanę.
Z tą nadzieją, gdy w nieznane
Kraje myśl stęschniona goni,