Dni wasze w przeszłość niepowrotnie chłonie,
Myślcie o chwili, gdy u Styksu brzega
Stojąc samotna i naga
Dusza, przed sobą chmurne ujrzy tonie
Więc raczej po tej tu stronie
Złości zostawcie, które wam w podróży
W Wieczności przystań, życia toń najcichszą
Szaleństwem nawałnic wichrzą.
I kto bliźniego krzywdzie dotąd służy,
O! nie czyń tego już dłużej!
Bo tylko w cnoty zaszczycie,
W miłości bratniej, w pokorze głębokiej,
Wieść powinieneś twe życie,
Jeśli ku niebu chcesz skierować kroki!
Pieśni! posłuchaj co powiem:
Tem skuteczniejsze słowo, im łaskawsze
Tam, gdzie iść tobie w Imię Boże dano —
Przy chęci najlepszej bowiem,
Prawda, do dumnych mówiąc serc, nie zawsze
Wymową brzmi pożądaną.
Więc choć tej garstce maleńkiej,
Której do serca trafić lżej, prorokuj.
Toż z przyjaznemi ty dźwięki
Idziesz, wołając: — pokój z wami! pokój! —
W manowcach myśli, jak przez gór bezdroże,
Miłość mi jedna wodzem; zdawna bowiem
Z dróg uczęszczanych zbiegłem w mym obłędzie
I czy u zdroju, wśród skał, w głuchym borze,
W czaharów gąszczach, między wydm pustkowiem
Spokoju szukać zechcę, — Laura wszędzie
Obecną myśli mej będzie!
Śmiech, płacz, obawa, radość, najszaleniej,
W miarę jak w duszy gości mi otucha,
Lub z niej zwątpienie wybucha,
W twarzy się mojej tak bez końca mieni,
Że biegli w rzeczy o mnie już gadali:
— Oczarowany! Cóż z nim będzie dalej? —