Ten włos — pamiętam — ona tak roztoczy,
Tak czesze, w warkocz splata tak uroczy,
Że drżę dziś jeszcze kiedy o tem myślę!
Wreszcie go w węzeł zwiła wielce ściśle —
A w ten się serce moje tak wplątało,
Że chyba z śmiercią wyjdzie z niego cało!—
Niebiańska woni! z Lauru tchniesz zieleni
Co skrwawił niegdyś serce Apollina —
A dziś czci jego jarzmo kark mi zgina,
W którem mi lubo — choć duch wolność ceni.
Wspólnieśmy oba przez cię zwyciężeni!
Żem szedł w ślad Boga, czyliż moja wina?
Lecz w tej mi myśli ulga jest jedyna:
Żem pastwą, w równi z Władcą Dnia promieni.
Śpiewam świetlane włosy twe i sploty
Co mi schwytały duszę w węzeł złoty —
Jest zaś pokora jej jedyną bronią.
Sam cień twój, mógłby tych, co weń się chronią,
Rozkoszy dreszczem przejąć — cóż, gdy razem
Zdoła wzrok Laury zrobić człeka głazem! —
Laura ku słońcu swe złociste sploty
Tą białą dłonią wstrząsa, w której mieszczę
Mojego bytu los — i wzrokiem jeszcze
Serdeczne w duszy budzi mi tęschnoty.
Nie miałbym w żyłach krwi, bym wiedząc o tej
Doli mej, nie czuł, jak mię ziębią dreszcze —
Gdyż tam rzucono w szale dwie złowieszcze:
Śmierć, oraz życia mego ciężar złoty!
Patrząc w jej oczu niezmożoną władzę.
Ni ztąd ni zowąd czuję: żem jest wzięty
W zdradnych warkoczy owych złote skręty!
I choćbym nie chciał, cóż ja tu poradzę?
Ni rozsądkowi ufaj, ni odwadze,
Gdyś nie odróżnił cierpień od ponęty! —