Zkąd perły ust jej, w których się jednoczy
Pustoty powab i powagi chwała?
Zkąd piękność taka, i tak doskonała
Że z niej, jak z nieba, dnieje blask uroczy?
W pośród sfer jakich znajść krainę oną,
Gdzie czarodziejskich zaklęć ją uczono,
Z których, że ginę, wiem, lecz więcej nie wiem —
Ni od gwiazd jakich wzięła swe dostojne
Spojrzenia, w których pokój mam i wojnę,
Które mię dręczą lodem i zarzewiem? —
Przez jakich zrządzeń moc czy win przyczynę,
Bezbronny wracam tam, gdzie mam nadzieję
Zwieść bój, z którego jeśli ocaleję
Cud będzie, wieczna klęska zaś, gdy zginę?
Lecz raczej w zgubie szczęście mi jedyne......
Gdyż są tak smutne serca mego dzieje,
Że choć nadziei blask mi wiecznie dnieje
Lat już dwadzieścia z cierpień moich słynę!
O! już w jej oczach, poprzez gromów błyski,
Wysłańców śmierci widzę orszak bliski, —
W tem, znagła Niebo świta wśród tej burzy
I oto Miłość znów mię życiu wraca
Tak, że tych wzruszeń ani myśl powtórzy,
Ni wypowiedzieć zdoła mowy praca! —
Jest to niby platoniczna rozprawa poety z orszakiem Laury, w pośród którego napróżno jej szuka. Prawdopodobnie rozłączyć ich wtedy usiłowano. —
— Czemu ze smutnem razem i z wesołem
Licem, idziecie bez niej piękne panie?
Kędyż jest żywot mój i umieranie?
Gdzie ta z was, którą w serce sobie wziąłem? —
— Radość nam wspomnieć gwiazdę nad jej czołem,
Smutek — że wprędce już jej nam nie stanie,
Odkąd z nią zazdrość gości nieprzerwanie,
Swe dobro z cudzem złem chcąc związać społem. —