— Któżby śmiał mocą wejść w kochanków prawa? —
— Jest wolną dusza. Lecz doczesne ciało
Względów się ziemskich niewolnikiem stawa.
Jednakże w czoło Laury wpatrz się śmiało —
Tam — gdy praw twoich pytasz—wnet się stało:
Że ci jest Sędzią jej źrzenica łzawa! —
Gdy w morze złoty rydwan dnia zapada,
Z sobą mych myśli biorąc bieg tułaczy,
Wprędce gwiazdami i księżycem blada
Noc, mię pogrąża w trwodze i rozpaczy.
W tedy tej, która słuchać mię nie raczy
W duszy się mojej z cicha wypowiada,
(Z prośbą, by wprędce stało się inaczej),
Wszystko, od czego sercu memu biada.
Snu nie znam — nawet spocząć ból mi wzbrania —
I tylko łkania ciche i wzdychania
Duszę mi karmią aż po brzask świtania!
Ni nawet w dzionka błysku znam obrońcę —
Gdyż jest na ziemi jedno tylko słońce,
Zdolne pociechy wysłać do mnie w gońce! —
Jeżeli wierność, serce próżne zdrady,
Słodkie bezmoce, żądze godne chwały,
Przeczystych pragnień błogie w sobie szały,
Ślepe błądzenia pierzchliwemi ślady —
Jeśli myśl wiecznie śląca wzrok na zwiady,
Głos przerywany, ledwie zrozumiały,
W miarę, jak na twarz, wstyd lub strach wysłały
Otuchy krasę lub cień smutku blady —
Jeśli nad własne kochać kogo życie —
Jeśli połykać łzy i wzdychać skrycie —
Żyć tem co wiecznie boli i uciska —
I płonąć zdala, chłodem drętwieć zbliska —
Jest tem, w czem cierpień moich znam przyczynę —
Twój grzech w tem Lauro! i tym niech ja ginę! —