A Diana moja, w ciemny zmrok wieczora,
Spłynęła ku mnie wśród świetlanych smugów,
Sobą mi słodząc lotne chwile nocy —
Ażby zaświtał zorzy brzask nad tonią!
Druenzy tonią, w blaskach mknąc miesiąca,
Zrodzona z nocy, pieśni sennych gajów!
Wśród błogich smugów jutro dźwięcz z wieczora. —
Z okoliczności pobytu w Awinionie Karola Luksemburskiego, a raczej z tej przyczyny: że tenże, przy jakimś obchodzie uroczystym, pocałował Laurę w oczy i w czoło.
Królewskaż postać, umysł z Nieba rodem,
Patrzący duszy światłem wzrok sokoła,
Wdzięk w twarzy jakiej sprostać nic nie zdoła,
Dojrzały rozum w ciele dziwnie młodem,
Były tej pani, którą z pośród koła
Dziewic, świątecznym mknących chorowodem,
Chcąc, by szła raczej przed innemi przodem,
Ku swej osobie możny Pan powoła.
Ten mąż dostojny dawszy znak uprzejmie,
Podszedł, i w tkliwym dwojga serc rozejmie
Ramieniem swojem kibić jej otoczy.
I gdy całował czoło jej i oczy,
Przedziwnie wszystkim zdał się być uroczy
Ten czyn — mnie jednak zazdrość przezeń przejmie! —
Tam, ku jutrzence, kędy słodkie tchnienie
Z wiosny powiewem zwykło wzruszać kwiecie,
Ptaszęta budząc, by zabrzmiały pieśnią —
Tkliwie mię wabi tęschną żądzą duszy
Ta, W której dłoni jest mych uczuć władza,
Zdolna w żałosne zmienić je zaklęcia.
Oby te ciche moich ust zaklęcia
Wonne od Laury zbudzić mogły tchnienie,
By przy mnie spokój był, choć przy niej władza!
Lecz wprzód się zima przyozdobi w kwiecie,
Nim się Miłości zbudzi kwiat w tej duszy,
Która nic nie dba: że jest czczona pieśnią.