Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/230

Ta strona została przepisana.

Nie wytrzymałem! — i jak wraz z przynętą
Połyka haczyk rybka w wód przepływie,
Lub jak ptaszyna co nie wprzód się wywie
O bezpieczeństwie, aż na lep jest wzięta.
Tak jam się schwytał w jej paluszków siatki,
Lepem jej ślicznych oczu przynęcony. —
I odtąd duch mój, przez wypadek rzadki,
Ni ocalenia życząc ni obrony,
Gdy się bezwładnie w matni tej trzepota,
Umrzeć z rozkoszy bierze go ochota! —



Sonet 220.


Z jej cudnych oczu taka światłość żywa,
Raz mię, pamiętam, w blasków ujmie siecie,
I razem tęschność, co jej pierś ugniecie,
Taką wymową słodką mię wyzywa —
Że dziś, gdy wiążę wspomnień tych ogniwa,
Jeszcze sam w sobie cieszę się jak dziecię,
Nie mogąc dotąd pojąć: co też przecię
Mogło przyczyną być onego dziwa?
Dusza, nawykła wiecznie być dręczoną
(Jak jej to pewnie w górze jest znaczono),
Wśród dwóch rozkoszy: spojrzeń tych i słowa,
Przedsmak błogości Rajskich biorąc w łono,
Gdy jej otuchę dręczy zwątpień zmowa,
Pomnę — już że mnie była wyjść gotowa! —



Sonet 221.


Sonet ten, w którym poeta z wielkiem oburzeniem o Awinionie się wyraża, wogóle mocno jest ciemny.

Marzyłem zawsze żyć gdzieś na uboczy,
(Wiedzą to tchnienia łąk i gajów świeże)
Bym mógł od siebie precz mieć te kacerze,
Co dla dróg Pańskich ślepe mają oczy.
I, by się sen ów spełnił był uroczy,
Jakbądź Toskanię moją kocham szczerze,
Dotądby Sorgi miało mię wybrzeże,
Która w swych falach łzy mych pieśni toczy.
Cóż, gdy zła dola dziś, ku mej boleści,
W takich, niestety! stronach skarb mój mieści,
Gdzie wstrętne czyny Boga niepokoją