Tem żyję, co mię zabić nie zaniecha,
Gdyż z Laurą wszelka znikła mi pociecha!
Miłości! z tobą wspólnie ja się żalę,
I lżej mi bywa, jeżeli
Wiem, że ty ze mną dzielisz mą męczarnię.
Boć przecię razem i na wspólnej skale
Rozbicie wspólneśmy mieli —
I jednocześnie, dzień nam luby, marnie
Wiecznie zazdrosna noc garnie!
Zdołamże w pieśń mą tchnąć mej piersi tętna?
O! ziemio ty obojętna!
Czy wiesz: że z Laurą, którą w sercu grzebię,
Twe wszelkie dobro precz odeszło z ciebie?
W niej wszystko mając, próżna własnej chwały
Tyś zaniedbała mieć w cenie:
Że Bóg ci gościem swego dał Anioła,
I że cię błogie stopy jej deptały!
Bowiem, tak piękne istnienie,
Dziś niebo nawet przyozdobić zdoła —
A ja, który bez niej zgoła
Życia ni siebie kochać już nie mogę,
Serca ukoić chcąc trwogę,
Do mnie ją wołam — choć wiem że daremnie —
Jednak tem tylko byt mój żywię we mnie!
Biada! Już prochem są jej wdzięczne lica,
Z których świadectwo o Niebie
Dniało, i wszelkich cnót niebiańska chwała!
Dziś w innym kształcie Raj się nią zachwyca —
Bowiem zasłonę już z siebie
Zdjęła, co czci jej kwitnąć przeszkadzała,
I rozebrawszy się z ciała,
Tak przemienioną przyoblekła postać.
Że tem piękniejszą pozostać
Musi, im dzielniej, ta, co ją upiększa,
Wieczna jest piękność od doczesnej większa.
Tym się urokiem ona gdy uśmiecha,
Niekiedy zejść jej jest dano
Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/241
Ta strona została skorygowana.