Dziś, udręczenie własne żyć mię skłania —
Bym, łkając wiecznie, znał wyroki Boże:
Iż tu ni szczęścia niema, ani trwania. —
Podobno naśladowany (co do układu) z Gwidona Cavalcanti.
Ni w noc pogodną gwiazd błądzących mrowie,
Ni w falach żagle w których wiatr szeleści,
Ni w cichym gaju szaty szmer niewieściej,
Ni w gwarnych miastach zbrojni w stal mężowie,
Ani o szczęściu upragnione wieści,
Ni brzmiący rozgłos co się chwalą zowie,
Ani słowika tkliwa pieśń w dąbrowie,
Ni o miłości słowa pełne części —
Nic już takiego, serca mi zapałem
Nie krzepi — odkąd tę w niem pochowałem,
Co jedna dni mych rozświecała chmury.
Dziś, życia ciężkie przykrząc sobie trudy.
Chcę śmierci — bym znów tę oglądał, której
Obym był nigdy nie oglądał wprzódy! —
Chwile te w siebie wzięła już mogiła,
W których z rozkoszą twardem cierpiał pęta,
I tę, co wiecznie płacz ją mój pamięta,
Co Boskie tchnienie z Niebios w pieśń mą zsyła!
Pierzchła już twarz jej błogo uśmiechnięta,
Ale pierzchając w sercu mi utkwiła
Wzrok swój, a wzroku tego dziwna siła
Z sobą je wzięła do Wiecznego święta.....
Ona je z sobą wzięła, ta skrzydlata,
Którą wawrzynem Chwały uwieńczono,
I której cnoty niezmożone strzegą —
Tam, oczyszczone ze mnie i ze świata,
Z nią jest, a jabym rad być tam, gdzie ona,
Nie tu, gdzie jestem bez niej i bez niego! —
W związku z Sonetem 212-tym oraz 228-ym. Rozpamiętywa w nim chwilę rozstania się z Laurą.
O myśli! mąk twych własnych prorokini!
Coś już przeczuciem wcześnie drżąc kryjomem,