I jam tak nędzny po niej jest sierota,
Że, chcąc czy nie chcąc, z każdej świata strony
W ten kraj powracam czcią jej uświęcony.....
Niestety! w miejscach, kędy światłość złota
Z niej promieniała — te roskoszne wzgórza
Wiecznie już dla mnie ciemna noc zachmurza! —
Do Jakuba Colonny, w odpowiedzi na jego Sonet, zaczynający się od słów: — Se le parti del corpo mio distrutte...
W źrzenicach wyschłych łzy mam znowu, jeśli
Tę pieśń tak tkliwą czytam oniemiały,
Którą Miłości tchnienia podszeptały,
A przyjaźń dłonią litościwą kreśli.
Niezmożonemu ty podobny cieśli,
Gmach z losów twardych wzniosłeś sobie trwały —[1]
A dziś mię kusisz: byśmy, pełną chwały
Pieśń, śmiercią we mnie zmilkła, wspólnie wznieśli...
O! chciałbym z serca wieniec mego czoła
Podzielić z tobą![2] Biada mi! Śmierć blada
Po cóż jedyny skarb mi mój odkrada?
Gdzieżeś ty Lauro? Któż cię dobyć zdoła
Z grobu mej piersi? — gdy już tylko muszę
Twem słodkieui tchnieniem żywić w sobie duszę! —
Napisana w r. 1361.
Raz, gdym stal w oknie niej samotni cichej,
Takie mi dano dziwne widzieć rzeczy,
Jakich nie bywa wśród słonecznej chwały.
Łania nadbiegła, wdziękiem swym przepychy
Wszelkiej postaci przechodząca człeczej —
Dwa psy tuż za nią, czarny pies i biały —
Te tak zajadle ją gnały,
Że już nie widząc na pustkowiu całem,
Kędyby mogła krwawej ujść pogoni,
Kiedy w jaskini się chroni.