Tam pastwą śmierci pięknem padła ciałem —
A ja nad smutną dolą jej płakałem.
Dalej, na morzu statek widzę, który,
W kości słoniowej rznięty i w hebanie,
Z purpurowego żagle miał przędziwa,
A morze było ciche, dzień bez chmury —
Więc przez toń modrą lekkie niosło wianie
Tę łódź, ładowną w złotodajne żniwa.....
W tem znagła burza się zrywa —
I gnany wichrem okręt w padł na skały.
O! cóż za klęska! Toćże w mgnieniu oka.
Gromem co runął z wysoka.
Tuż przy mnie przepadł skarb tak okazały,
Jakiemu żadne inne nie zrównały!
Indziej, wśród gaju, dziwnie uroczyście
Kwitł Laur tak piękny, jakby miał niezłomne
Rajskiego drzewa życie w wiecznej wiośnie —
A takim szmerem brzmiały jego liście,
Jak był ten słodki szept, co niegdyś, pomnę
Wzdychać mię uczył, drżeć i czuć miłośnie...
W tem znagła grad w niego chłośnie —
Wicher z gałęzi liście mu rozmiecie,
I wraz, skręciwszy w miejscu, aż z korzenia
Ten krzew szczęśliwy wyplenia!
Zkąd ból mi srogi serce zdjął, bo przecię
Gdzież znaleźć drugi taki cień na świecie?
W tym samym gaju, z pod sterczącej skały,
W majowej liści, łąk i kwiatów dobie,
Zdrój chłodnej toni słodko szemrząc tryska —
W około niego chętnie się schadzały
Nimfy i Muzy, wyprawiając sobie
Śpiewu i tańca wdzięczne widowiska...
Tam, kiedym siadł sobie zbliska,
Słuch i wzrok pieszcząc mej uciesze gwoli,
Znagła, rozwarta przepaść, w czarnem łonie
W mych oczach wszystko to chłonie.
Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/268
Ta strona została przepisana.