I jeśli z pieśni szukać mam zasługi,
To, gdy u Boga w dziwnej jesteś cenie,
Niech się twe unię wiecznie nam tu święci! —
Niestety! jeden z moich dni wesela
Kończył się pomnę. Że zaś tych tak mało
W życiu zaznałem, więc mi wcześnie drżało
Serce, przeczuciem chwil żałobnych wiela!
I jak ten, co mu zwolna dreszcz obdziela
Członki, aż wreszcie wskroś mu wstrząśnie ciało —
Tak ja, struchlałem, widząc, mą nie całą
Szczęśliwość, daną w moc nieprzyjaciela.....
W tem, gdy mi łzami zapływały oczy,
Ona w nich znagła topiąc wzrok uroczy,
Już świtający blaski nadziemskiemi,
Zdała się mówić w cnót swych majestacie:
— Bądźcie mi zdrowe! Już nie tu na ziemi,
Lecz mię gdzieindziej upatrywać macie! —
O dniu! o godzin ostateczne chwile!
O gwiazdy czarnych barw u szczęścia mety!
O wzroku Laury! któż mi, jeśli nie ty,
Pociechy wieścił... bym je kładł w mogile?!
Sądziłem wówczas — dziś się już nie mylę —
Żem miał (o dziwne wiotkich żądz podniety!)
Część, nie zaś wszystko stracić. Lecz, niestety —
Nadziei płonnych wiatr unosi tyle!
Jakże przeciwnie było mi znaczono!
Toż w twarzy Laury mogłem czytać jasno:
Że mi żywota blaski wraz z nią gasną...
Biada! wzrok własny snadź mi był zasłoną,
Żem patrząc, widzieć nie mógł, — by temprędzej
Byt mój dorównał ostatecznej nędzy! —
Ten wzrok jej słodki, skromny,wzrok, ten luby,
Zdawał się mówić: — weź co możesz ze mnie,
Gdyż mię tu szukać będziesz chciał daremnie,
Wśród niezliczonych dni bolesnej próby! —