Idź, smutna pieśni! w grób nakryty skalą,
Gdzie skarb spoczywa mój najdroższy — do tej,
Która króluje w blasku Chwały złotej,
Jakbądź w zapadłych zmrokach śpi jej ciało!
Powiedz jej, proszę: żem już był nie mało
Strudzony życiem dążąc w kraj tęschnoty —
Gdy w tem, wspomniawszy jej niebiańskie cnoty,
Krok w krok jej śladem iść mi się wydało
Bowiem są święte śmierci tej gorycze,
Co ją zrobiły nieśmiertelną w Niebie,
By świat w niej cały znał i czcił Anioła!
Niech do mnie zbliży, jak to dziwnie życzę,
Pielgrzymki mojej kres, i niech do siebie
Mnie, takim, jaką sama jest, powoła! —
Jeśli jest godzien ten co kocha szczerze
Nadgrody, jaką Litość daje łzawa —
Konieczne wezmę dank; bo moje prawa
Na tem opieram, w co jak w Laurę wierzę.
Gdyż dziś już ona zna, że w każdej mierze,
Czcigodną była czystych żądz mych sprawa —
Więc czyta w duszy mej, i wiarę dawa
Tym słowom, które wprost mi z serca bierze.
Ztąd kiedy ona w Niebie sobie streści
Świadomość moich cierpień, i jedynie
W słodyczy zechce ufność mieć niewieściej —
Wiem, że w ostatniej moich dni godzinie,
Biednemu ulgę niosąc, ku mnie spłynie
Ta przyjaciółka Chrystusowej części! —
Taką w tysiącu kiedyś pań ujrzałem,
Co mi od razu serce wzięła trwogą,
Nie w śnie, lecz w jawy cudach, które mogą
Wybranych tylko duchów być udziałem —
Nic w niej nie było ziemskiem, ani małem,
Jak gdy kto z Nieba raczy przyjść do kogo —
Więc ku niej dusza moja płonąc błogo,
Swe skrzydła drżącym rozwinęła szałem.