Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/287

Ta strona została przepisana.

I oto duch mój, zasmucony szczerze,
Iż ją, szczęśliwą, łkać po ziemsku skłania,
Złym snom odjęty, znów się w siebie zbierze! —



Sonet 307.


Zda mi się dłuższym niż tysiącolecie
Dzień każdy, odkąd iść nie mogę za tą,
Która dziś w Niebo drogą mię skrzydlatą
Wiedzie, jak wprzód mię wiódł jej blask po świecie.
Ziemskie mię złudy nie wstrzymają przede,
Które jedynie duszy są zatratą —
Bo mi już świta Miłościwe Lato,
Co nawet mąk mych pamięć precz rozmiecie.
Więc mężnie byt mój śmierci tej poświęcę,
Którą wycierpiał Bóg w najcięższej Męce
Na to, bym silny stał się Jego śladem.
On, w owej chwili, Sam a nie inaczej
W tę, co mi życiem była, wstąpić raczy —
Bym ujrzał gwiazdę nad jej czołem bladem! —



Sonet 308.


Śmiercią jej słodkie nie zgorzkniały lica,
Lecz ich słodycze słodką śmierć zrobiły.
To cóż się waham? skoro do mogiły
Za mojem słońcem pójdę w ślad księżyca!
Krwi własnej szczodry Bóg mię Mój pochwyca
W objęcie, którem zgniótł piekielne siły —
Więc przyjdź posłańcze śmierci nader miły!
Wielka ku tobie dręczy mię tęschnica!
I nie zwłócz — błagam! Bowiem myślę sobie:
Czy ja mojego życia czasem nie śnię,
Odkąd z mych objęć Pan ją w niebo wzniesie?
Bom ja naprawdę umarł już w tej dobie!
Z nią szedłem, i z jej życiem, jednocześnie
Przy ostatecznym z nią stanąłem kresie! —



Canzona XXVII.


Raz — pomnę — słodkie, wierne pocieszenie,
Ku podtrzymaniu duszy mej strudzonej,
Stanie przy łożu mojem z serca strony,
W swej Chwały Rajskiej garnąc mię promienie: