Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/296

Ta strona została przepisana.

Niech, gdym żył w walce i wśród burzy swistań,
W spokoju umrę, idąc w cichą przystań —
Niech choć odejdę w chwale, gdym żył w nędzy!
Iskrę tę, która jeszcze we mnie, tleje,
Racz Tchnieniem Twojem zgasić co najprędzej —
Ty wiesz: że w Tobie Jednym mam nadzieję! —



Sonet 314.


Słodkie srogości i łagodne wstręty,
Pełne przeczystych uczuć, cnót i chwały!
Rozkoszne wzgardy, coście rozbudzały
Niemądrą pychę w pieśni łkaniem wzdętej!
Luby uroku dźwięcznej słów ponęty,
Wytwornych wzruszeń kwiecie doskonały!
Zdroju piękności, czystszy nad kryształy,
Co żądz powszednich na dno strącasz męty!
I wy spojrzenia, w których szczęście gości,
Zdolne ukrócić myśli mych bezprawia —
Wreszcie ten uśmiech, co to raz odmawia,
Drugi raz wabi! — słowem, wy zmienności
Wszelkie mej Laury! — w was ja miałem lube
Nieba pokusy, bym nie zbłądził w zgubę! —



Sonet 315.


Duchu szczęśliwy! co tu w ziemskim bycie
Szedłeś przedemną z gwiazdą po nad czołem,
Twoje ja tchnienie w pierś, a w duszę wziąłem
Myśl twą, by we mnie dniała niepozbycie!
Oczy wy moje! jeszcze dziś widzicie:
Jak ona w dal szła, zda się z Wiosną społem
Już nie kobietą będąc, lecz Aniołem
Co miał mi stróżem być na całe życie!
I jak, na swego Stwórcy śpiesząc łono,
Czyniła rozbrat z ziemską tą osłoną,
Którą jej czystą duszę ozdobiono.
Wraz z nią i Miłość pierzchła precz skrzydlata,
Z nią i dzień jasny w mroczne ćmy odlata —
Aż śmierć nareszcie wzięła rządy świata! —



Sonet 316.


Ach! zgnębionemu pomóż umysłowi
Miłości moja! bym mógł śpiewać o tej,