kiem radosnym. Wypuszczono mnie z klatki. Szczęśliwa wdrapałam się natychmiast na ręce Zo-Zo. Wyciągnęłam wargi i całowałam ją w policzek. Śmiałam się i płakałam.
Zo-Zo zaniosła mnie do chaty białych ludzi nakarmiła.
Wkrótce wsadziła mnie do dużego koszyka.
Było tam posłanie z puchu i miękkiej trawy.
Rechotałam z zadowolenia.
Mówiłam, że jestem bardzo, bardzo szczęśliwa, że nie chcę rozstawać się z Zo-Zo.
Nie wiem, czy rozumiała mnie? Uśmiechała się łagodnie i głaskała po główce.
Szeptała do mnie:
— Kaśka! Moja mała, milutka Kaśka!
Rozumiem, że Zo-Zo nazywa mnie — Kaśką.
Podobne to do Ket i w ustach Zo-Zo brzmi pieszczotliwie.
Ach! Gdy piszę te słowa, serce moje gotowe jest wyskoczyć z piersi! Takie szczęście!
Już nie jestem w klatce. Opuściłam osadę czarnych ludzi.
Jestem z Zo-Zo i dążę w świat szeroki. Dokąd — jest to mi obojętne. Oby nie rozstawać się nigdy z dobrą, zawsze łagodną i wesołą Zo-Zo!
Zo-Zo idzie, podpierając się kijem. Tuż za nią
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.