Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Murzyni zaczęli jeść. Zo-Zo i biały człowiek — też.
Wyciągnęłam rączkę, aby dali mi spróbować.
Zo-Zo podała mi czarny, ciepły kawałek.
Powąchałam ostrożnie i lekko odtrąciłam od siebie rękę Zo-Zo.
Ja tego nigdybym nie przełknęła!
Zato inny kawałek — biały i miękki bardzo mi się podobał. Smakował, jak manjoka.
— Podobał ci się chleb, Kaśka? — zapytała Zo-Zo.
Chleb?! Nowe słowo… Będę je pamiętała.
Zo-Zo woła na białego człowieka dziwnie, czego nie mogę powtórzyć. Będę go nazywała po swojemu — To.
Dał on mi kawałek papai.
Ah! Ah! Ah! Przepadam za papają!
To jest dobre dla mnie i dla Zo-Zo.
Staram się zrozumieć, o czem oni mówią.
Po posiłku szliśmy dalej.
Znowu spotkaliśmy „Długie Pyski“. Co robi beze mnie mała Go?
Dlaczego Zo-Zo i jej nie zabrała ze sobą? Na wspomnienie o Go na płacz mi się zbiera…
Biały człowiek idzie na czele całej gromady. Tak samo czynił mój tatuś, Rru, a po nim — Kyr.
Z pewnością To jest wodzem, jak oni.