dżąc głośno, czego nauczył mnie miły, kochany „wujek“.
Psy zmykają, jakby je kto gonił i włażą w najdalsze kąty.
Żeby być poważanym i wzbudzać strach, wcale nie potrzeba być olbrzymem, jak słoń lub hipopotam.
Trzeba tylko mieć żółtą kołderkę i umieć gwizdać.
Tak myślałam.
Dziś To, opowiadając o mojem spotkaniu z psami, rzekł:
— Żeby wzbudzić szacunek — wcale nie trzeba być silnym, dość być mądrym!
Więc jestem mądra.
Zdaje się, że jest to dobre słowo.
Chciałabym jeszcze być szlachetną.
Tak, jak pouczał sędziwy Ngu-Ngu figlarnego „wujka“ Ori-Ori.
Czuję, że wtedy wszystko będzie dobrze!
Tymczasem czuję się dość mądrą, aby opędzić się od psów całego świata.
Fiu! Fiu! Fiu-u-u-fiut!
Wczoraj późno wieczorem opuściliśmy okręt.
Już nie widzę małego, okrągłego okienka, ciągle zalewanego zieloną wodą.