Nie bujamy już na falach.
Z okrętu jechaliśmy autem po…
Nie wiem, jak się to nazywa! Może to też miasto, lecz jakież ogromne!
Z obydwóch stron drogi ciągnęły się jakieś góry.
W górach ujrzałam mnóstwo jaskiń, a wszystkie się świeciły.
Stały długie szeregi słupów. Na nich paliły się niebieskie słońca.
Na morzu było ciemno. Tu — jasno, niby w dzień. Dlaczego? Dziwi to mnie.
Spaliśmy w dużej chacie, bardzo jasnej, ciepłej i pięknej.
Bardzo mi się to podoba.
Teraz wiem, że jesteśmy w mieście.
Mieszkamy w hotelu. Chatę, gdzie spaliśmy, nazywają ludzie pokojem.
Uczę się coraz nowych słów.
Z każdym dniem rozumiem lepiej, o czem mówią ludzie.
Zo-Zo i To wyszli i pozostawili mnie samą.
Bawiłam się, tarzając po czemś miękkiem, leżącem na ziemi.
Później pisałam i oglądałam cały pokój.