— A pójdziesz precz, obrzydliwa małpo! — krzyknął nieznajomy pan i tupnął nogą.
Nie wiedziałam, że ludzie tupią nogami w gniewie, więc dalej biegłam z małym Fifi.
— Czekajże, poczwaro! — mruknął pan i zawołał. — Medor, tu!
Z pokoju wybiegł ogromny pies w białe plamy Stanął tuż przede mną.
— Medor! Weź ją! N-no! — ryknął człowiek.
Wskazywał palcem na mnie.
Medor szczerzył kły i warczał.
Ha! Ja się znam na psach. Mam na nie sposoby!
Machnęłam kołderką pod samym nosem Medora. Gwizdnęłam przytem przeraźliwie, przeciągle.
Niedobry pan drgnął. Medor nagle podwinął ogon i rzucił się do ucieczki.
Stracił jednak kierunek, podbił swego pana i przewrócił go.
Łoskot nastraszył Fifi. Umykał z piskiem. Zniknął w swoim pokoju.
Nie czekając, co z tego wszystkiego wyniknie, zwiałam do siebie.
Wlazłam do koszyczka i nakryłam się kołderką.
Leżąc, śmiałam się, śmiałam, przypominając całe zajście.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.