Gryzła i piekła nieznośnie. Krzyknęłam i szybko zsunęłam się ze stolika.
Tarłam sobie twarz piąstkami. Miałam oczy zamknięte. Potrąciłam przezroczyste pudełko z puszkiem. Upadło z brzękiem i rozprysło się na drobne kawałki.
Nabroiłam, oj, nabroiłam!
Wkrótce ból w oku ustał. Tylko piekło jeszcze trochę.
Obejrzałam siebie w lustrze. Włosy miałam mokre, lecz starłam z pyszczka biały proszek.
Po krótkim namyśle zgarnęłam kawałki stłuczonego pudełka do kąta i usiadłam na kanapie.
Miałam minę niewiniątka. Serce jednak niespokojnie tłukło się w piersi.
Kiwałam się długo, nie wiedząc, co począć.
Wkrótce powróciła Zo-Zo. Rzuciłam się do niej z płaczem i o wszystkiem opowiedziałam. Mówiłam długo, płakałam i przepraszałam.
Zo-Zo nie zrozumiała mnie jednak, bo głaskała i powtarzała:
— Malutka, grzeczna, dobra Kasiuchna!
Nie! Nie jestem grzeczna i dobra, bo nabroiłam!
Wieczorem już leżałam w koszyczku, gdy usłyszałam głos Zo-Zo.
Podniosłam główkę i ujrzałam Zo-Zo. Robiła
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.