Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

Zo-Zo zaczęła grać na tem, co nazywa skrzypcami.
Bardzo lubię, gdy gra! Usadawiam się wtedy wpobliżu i obejmuję Zo-Zo za nogę.
Siedzę cichutko. Boję się poruszyć.
Wydaje mi się, że zdaleka płyną znajome głosy.
Co to jest? Może to szumią zielone korony drzew w dżungli?
Może szemrze i pluska potok, biegnący z gór? Śpiewa i cicho szeleszcze wśród liści i konarów wiatr, zalatujący z sawanny?
A to? Huczy woddali nadciągająca burza?
Ktoś woła: Ket! Ket! Ket!
Inny znowu śmieje się dźwięcznie. Niby świergot ptaszków. Nagle rozlega się tęskny płacz…
Lubię, bardzo lubię grę Zo-Zo.
Lekko, trochę smutno na sercu, lecz dobrze, bardzo dobrze!
Gdy skończyła, zajrzałam do pokoju To.
Siedział przy stole i pisał.
Przypomniałam sobie, że już od kilku dni nie pisałam.
Nic osobliwego nie zdarzyło się. Nie miałam o czem pisać.
Zresztą byłam zaziębiona. Kichałam bez przerwy. Znowu byłam podobna do Ori-Ori.