Uniósł moją klatkę i postawił na oknie.
Widziałam przed sobą szkło, a za niem ulicę.
Migały auta. Szybko biegli ludzie, dążąc w różnych kierunkach.
Nagle jakiś chłopak zatrzymał się przed oknem i krzyknął:
— Małpka! Jaka piękna! To — szympans!
Po chwili przed oknem zgromadził się tłum gapiów.
Przysłuchiwałam się temu, co o mnie mówili ludzie.
Dziwiłam się ciągle. Nie pojmuję ludzi! Są niby mądrzy, a niby — nie…
Jedni zachwycali się mną. Mówili, że jestem śliczna i do ludzi bardzo podobna.
Drudzy ze wstrętem krzywili usta i szeptali:
— Jaka wstrętna, brzydka małpa!
Nie pojmuję ludzi! Wiem sama, że nie jestem śliczna, lecz wiem także, że nie jestem wstrętna…
Dlaczego tak mądre istoty, jak ludzie, mówią to, czego niema?
Dziwne to wszystko!
Siedziałam kilka dni w klatce.
Na dzień wystawiano ją w oknie sklepu.
Łysy staruszek nie był dla mnie ani dobry, ani zły.