Ta strona została uwierzytelniona.
Karmił mnie i ciągle gadał. Gadał bez przerwy. Wkrótce przestałam słuchać. Nużył mnie. Słowa jego nie miały sensu.
Żywiłam się marchewką, surowemi kartoflami i sałatą.
Nie jest to żaden przysmak, lecz od biedy jeść można…
Tęskniłam do Zo-Zo. Po nocach płakałam.
Zdawało mi się, że słyszę wołanie Zo-Zo:
— Kasiuchna! Kasiuchna!
Zrywałam się i nadsłuchiwałam.
Nic, oprócz świergotu ptactwa i mruczenia łysego sklepikarza, nie słyszałam.
Rozpacz nie opuszczała mnie.
O, gdybym mogła pisać przynajmniej! Nie miałam ani kawałka kory, ani skrawka papieru!
Starałam się zapamiętać wszystko dobrze.